Jak się nazywam?

     Złotobrązowa. Jestem dojrzałą kobietą i pragnę opisać swoją największą przygodę życia. Przygodę, która nadała mojemu istnieniu nowy wymiar, inną wartość, wzbogaciła je, usuwając strach, chaos i poczucie bezsilności. Spowodowała, że pytania gromadzące się na dnie serca, tak długo pozostające bez odpowiedzi, znalazły wreszcie zaspokojenie.
     Co to za przygoda? Przygoda z własną świadomością.
Zdecydowałam się ją opisać, bo wierzę, że niejeden człowiek w dzisiejszych czasach – w których wrze od brudnej polityki, wojen pomiędzy narodami, chaosu religijnego i wielu konfliktów na tym tle – zadaje sobie podobne pytania i szuka odpowiedzi. Pytania dotyczące naszej egzystencji, wartości każdego pojedynczego istnienia, a także pytania o sens religii w życiu człowieka i czy takowy sens w ogóle istnieje.
     Wszyscy szukamy odpowiedzi, ale najczęściej w tych poszukiwaniach poruszamy się tylko w obrębie pojęć, jakie nam wpojono. A przecież odpowiedzi mogą być poza nimi.
Nasze umysły są niczym komputery, w których instalujemy różne oprogramowania. W przypadku komputerów do nas należy wybór, w co i jak będą wyposażone, chociaż zdarza się, że na ich temat wiemy niewiele i zdajemy się w tym względzie na osoby, które wiedzą i znają się na tym lepiej.
     Nasze umysły, choć najczęściej tego sobie nie uświadamiamy, skazane są na programy narzucone nam przez środowisko, rodziców, polityków, no i, oczywiście, królującą w tym względzie religię. A przecież wystarczyłoby, żebyśmy urodzili się pod inną szerokością  geograficzną, a wszystko nabrałoby innego znaczenia i wymiaru. Nasza wiara byłaby inna, inne spojrzenie na świat, a więc inne kryteria w postrzeganiu dobra i zła. I w każdym przypadku towarzyszyłoby nam przeświadczenie o prawidłowości właśnie naszego  wyznania i pojmowania.
     Identyfikując się  z umysłem, tak naprawdę identyfikujemy się z programami, które pozwoliliśmy sobie zakodować. Jak więc możemy obiektywnie oceniać i słusznie wybierać, kiedy nasz umysł tak naprawdę to nie my!
I właśnie temu problemowi pragnę poświęcić tę oto stronkę, czyli mój blog o wdzięcznej i magicznej nazwie „Złotobrązowy Świat”. Pragnę napisać o uwalnianiu programów po to, aby wreszcie stać się  s o b ą! Sobą, czyli w moim przypadku – „Złotobrązową”.
Co znaczy Złotobrązowa? Znaczy więcej niż moje imię i nazwisko, które nic Wam nie powie. Ale rozumiem, że winna jestem parę słów wyjaśnienia.
     Kilka lat temu nazwał mnie tak przyjaciel, prawdopodobnie od koloru włosów i oczu. Nazywając mnie tak, sam chyba nie zdawał sobie sprawy, jakie potencjały wraz z tym imieniem uruchomił! Człowiek wewnętrznie czuje, z czym rezonuje i co współgra z jego naturą. Wszystko w tym świecie posiada swoje wibracje: każdy człowiek, rzecz, myśl, słowo, a więc i imię. Energia tego imienia obudziła w moim wnętrzu ogromny ładunek wyobraźni, wzbogaciła poezję serca  i wniosła wiele światła do mojej osobowości. Między innymi dzięki temu pozwoliłam sobie postrzegać siebie samą trochę inaczej, a w konsekwencji jako człowieka łączącego w sobie niebo i ziemię, czyli boskość i człowieczeństwo. Jestem Złotobrązowa. W promieniach słońca i z głową w chmurach, ale równocześnie mocno stąpającą po brązowej ziemi.
– Boskość – powiecie. –Ależ pycha!
A ja odpowiem: – Przecież na wzór i podobieństwo Jego ukształtowana!
     Dlaczego pozwoliliśmy sobie na wiarę w to, że jesteśmy marnym pyłkiem? Dlaczego pozwoliliśmy sobie wmówić, że prawdziwa pokora to kajanie się i bicie w piersi? Dlaczego pozwoliliśmy na to, by każdy inny mógł być dla nas autorytetem, tylko nie my sami? W czym więc jesteśmy podobni Jemu?
     Boskość i człowieczeństwo w jednym, czyli Nowy Człowiek. Człowiek Epoki Serca, w którą bardziej lub mniej świadomie wkraczamy – również i to będzie tematem moich rozważań.
     Rytm zwariowanego życia sprawia, że wszyscy pędzimy bez opamiętania. W biegu czytamy nagłówki gazet, śledzimy wiadomości w Internecie czy słuchamy radia lub oglądamy telewizję i czujemy podświadomie, że coś się święci, coś się dzieje…
Jedni mówią, że to koniec świata, inni – Apokalipsa, jeszcze inni, że nic się nie dzieje, a ten chaos to „normalka”, bo taki właśnie jest świat. Nawet i natura wydaje się jakby strajkowała i płatała niejednego figla.
     Czy możliwym jest aby to wszystko jakoś objąć, wytłumaczyć, zrozumieć?
Hej! Dopóki się nie zatrzymamy i nie zobaczymy, że jesteśmy niewolniczo zaprogramowanymi robotami z niejednym wirusem w sobie, wszystko będzie dla nas wielkim chaosem.
     Mało tego, my nim będziemy!