Jakże często, żyjąc swoim mniej lub bardziej spokojnym życiem, nie zdajemy sobie sprawy z tego, iż nie tylko czynami kreujemy otaczajacą nas rzeczywistość. Nasze myśli, słowa, uczucia i emocje to potężne narzędzia, które świadomie lub nieświadomie używane – zmieniają nasz los.
     Spotykając ludzi na swojej drodze, doświadczając przeróżnych zdarzeń, często mówimy: „Los tak chciał” lub „Przypadek sprawił”.
     Przypadkowość jednak to nie cecha Wszechświata! Tu wszystko jest pewnym Uniwersalnym Porządkiem, w którym każda istota odbiera dokładnie to, czym sama emanuje. Niekonsekwentne byłoby, gdyby wspaniały Bóg/Wszechświat, który obdarował nas wolną wolą, mógł równocześnie skazywać nas na przypadki, zaprzeczając w ten sposób samemu sobie. Przecież byłoby to niczym innym, jak aktem pogwałcenia ludzkiej woli.
                                                  Na początku było Słowo,
                                                  a Słowo było u Boga,
                                                  i Bogiem było Słowo.
                                                  Ono było na początku u Boga.
                                                  Wszystko przez Nie się stało,
                                                  a bez Niego nic się nie stało,
                                                  co się stało. 
                                                                 
(Ewangelia według św. Jana)

     Każdy – bez względu na to, czy jest katolikiem, czy nie – słyszał niejeden raz te słowa. Słyszałam je i ja. Jednak znaczenie ich dotarło do mnie dopiero wtedy, gdy zrzuciłam wszelkie ograniczenia, które podsuwały mi swoje interpretacje.
     Zniewolony jakimkolwiek egregorem (duchem określonej społeczności) człowiek nie jest w stanie odbierać własnym sercem, bo – jak już pisałam w poprzednich rozważaniach – wprowadzony program religijny czy też inny nie dopuści do niego prawdziwych impulsów. Jak w przypadku komputera, który odrzuci wszystko, co niezgodne z programem, tak samo dzieje się w przypadku człowieka.
     Tylko o ile ludzki rozum można zaprogramować, to z ludzkim sercem, poprzez które jesteśmy połączeni ze Wszystkim, Co Jest – nie da się tego uczynić! Ono zawsze będzie domagało się prawdy. Ono będzie „szeptać” do sumienia i uczuć ludzkich.
     Dlatego tak wiele sprzeczności rodzi się w sercach myślących ludzi, którzy wierzą. Wiele pytań ciśnie się na usta, wiele dylematów, na które wierni – poruszając się tylko po wąskiej, wytyczonej przez program ścieżce – nie są w stanie znaleźć odpowiedzi. Najczęściej te istotne wątpliwości, najbardziej wymagające odpowiedzi – z powodu zaszczepionego w ludziach strachu przed piekłem – szybko są odrzucane i tłumione. Nie chcą być postrzegani jako grzeszne, o małej wierze „czarne owce”.
     Wracając do wyżej zacytowanych słów Pisma Świętego: każdy z nas, stworzony na obraz i podobieństwo Boga, jest takim samym Twórcą jak On. Ze wszystkimi możliwościami, jakie On posiada, a mówiąc bardziej odważnie – jest Nim. Tak! Jesteśmy Tym, który poprzez nas, ludzi, doświadcza fizyczności i wszystkich jej aspektów. To dzięki naszym doświadczeniom Bóg/Wszechświat rozwija się i poszerza. On jest ekspansją!
     Jako Twórcy otrzymaliśmy wspaniałe narzędzia, które chociaż ludzkość doskonale zna, to wiedza na temat, jak ich używać, na długie lata została przed nią ukryta.
     Ale nie jest aż tak źle. Kto szuka, nie błądzi! Niejedno już z dawnych popiołów zostało wydobyte i – w dobie tak dynamicznie rozwijającej się Nowej Świadomości – wiedza o tychże prostych i przydatnych narzędziach powraca wreszcie do nas.
     Wypowiedziane przez człowieka słowo, oprócz tego, że służy komunikacji międzyludzkiej, jest nośnikiem energii. Każde słowo – podobnie jak wszystko we Wszechświecie – jest energią, posiada więc swoją wibrację i dlatego też, poprzez prawo rezonansu, oddziałuje na rzeczywistość, tworząc w niej to, czego będziemy doświadczać.
     Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga – to jasne i klarowne, dające do zrozumienia stwierdzenie, że słowo pojawiające się u Twórcy/Boga – jakim jest przecież każdy z nas – jest zaczątkiem wszystkiego, każdej idei i pomysłu.
     Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało… To właśnie od niego zaczyna się każda kreacja.
     Można by się tu spierać, bo właściwie myśl poprzedza słowo, ona wraz z uczuciem pojawia się przed nim jako pierwsza. Ale mówimy o nas jako o „bogach w działaniu”, którzy, aby tworzyć, muszą się komunikować. Zresztą słowa zawierają ładunek energetyczny pojawiających się w człowieku uczuć i myśli, a więc można też powiedzieć, że są ich lustrzanym odbiciem i jedno odzwierciedlają: w człowieku powinna zachodzić zgodność tego, co „w myśli, w mowie i w sercu”.
     Niekiedy jednak zdarza się, że brak tej zgodności i ludzie świadomie, podstępnie używają pięknych słów, które często kontrastują z ich nieszczerymi intencjami. Wtedy myśl, słowo i serce są w rozdźwięku. Taki człowiek wysyła wówczas sprzeczne informacje. Kłamliwe słowa mają niskie wibracje i tak też są odbierane. Nie trafiają więc do serca drugiego człowieka, a jeśli już, to do rozumu, który w komunikacji skierowany jest nie na uczucia, ale  logikę i zdolności krasomówcze nadawcy komunikatu.
     Może kiedyś będziemy mogli porozumiewać się samymi uczuciami, czyli wysyłaną wibracją, co byłoby najbardziej prawdziwe i nie wprowadzające zamieszania ani  nieporozumień. Nie ubierana w słowa prawda naszych serc byłaby oczywista, a słowo „kłamstwo” mogłoby zniknąć ze słownika. Kto wie? Coraz częściej daje się zaobserwować, że ludzie podświadomie czują, iż stare prawdy już im nie służą i coraz chętniej otwierają się na „nowe”. Jeśli świadomość ludzka będzie podążała nadal w tym kierunku (myślę, że tego procesu już nie da się zatrzymać), mam nadzieję, że odzyskamy celowo uśpione, a przynależne nam z racji tego, Kim jesteśmy – moce. Wówczas symboliczna Wieża Babel, która ograniczyła porozumienie ludzkie poprzez słowo i języki, wreszcie upadnie, a człowiek odzyska utraconą moc komunikowania się uczuciami, stając się tym samym Prawdą swego serca.
       Mówiąc o mocy słów, należałoby wspomnieć również o klątwach, urokach, przeklinaniu, złorzeczeniu, o wszelkiego rodzaju rytuałach, które poprzez słowo mówione, często w połączeniu z pewnymi czynnościami, mają magiczny wymiar i działanie. Czy to w ogóle ma miejsce w dzisiejszych czasach?
     Myślę, że tak! Jest to jednak świat niewidzialny dla ludzkiego oka, który jednie ci bardziej wrażliwi, którzy nie wyzbyli się postrzegania intuicyjnego, mogą odczuć.
     Człowiek poprzez swoje uczucia ma moc przywoływania różnych sił: Światła i Ciemności. Robi to każdorazowo, np. kiedy złorzeczy bliźniemu: „Obyś zdechł jak najszybciej” albo jeszcze inaczej, równie brutalnie i dosadnie: „Niech cię szlag trafi!”. Oczywiście, że nie każdy od razu będzie umierał, jednak niskowibracyjne, wypowiadane słowa wcześniej czy później uderzą ale w nadawcę, bo takie jest prawo Wszechświata. Co wysyłasz – to odbierasz. Człowiek, którego wibracje są wysokie, jest odporny na tego rodzaju energię i po prostu nie dopuszcza jej do siebie.
     Po za tym klątwy czy złorzeczenie mogą odnieść skutek tylko wtedy, jeśli sami dodamy im mocy swoją wiarą.
     Tak, jak już wspomniałam: słowa są energią i w zależności od naszych intencji mogą służyć Światłu albo Ciemności. Jeśli Matka błogosławi swoje dziecko na drogę lub w innej sytuacji, to równocześnie poprzez słowa kierowane ze swojego serca wysyła dziecku najwyższe wibracje, które z pewnością otulą go, dodadzą otuchy i wiary, że wszystko będzie dobrze. I rzeczywiście tak będzie, gdyż dziecko z tym przeświadczeniem wkroczy w doświadczenie, a wiara podnosi ludzkie wibracje i przyciągając do życia pozytywy – czyni cuda!
     Zdarza się, że Rodzice nie pobłogosławią związku swojego dziecka, nie zaakceptują go tym samym. Odebrane przez Młodych niskie wibracje wysłane przez Rodziców zrobią swoje. W sercu zrodzi się zwątpienie i przekonanie, że bez błogosławieństwa nie będzie dobrze się wiodło. I tak się stanie! Niskie uczucia, zrodzone w sercach Młodych, przyciągną wszystko, co wibruje z podobną częstotliwością.
     Tak więc swoją wiarą podpisujemy się pod czymś i w związku z tym również możemy wybierać, co do siebie dopuszczamy, a czego nie.
     Klątwy, uroki, przekleństwa – to nic innego jak słowa,  którym człowiek siłą uczuć nadał negatywną moc. Ileż negatywnej energii musiało być nagromadzone w klątwach rzucanych, jeszcze do niedawna, przez instytucję, która z magią i czarami tak usilnie walczy a przecież każde wypowiadane słowo jest magią! Bo każde zawiera uczucia dobre lub złe.
     A czym są rytuały i wszelkiego rodzaju obrzędy religijne? Czyż nie są magią? Przecież to mocą słów ludzie są pieczętowani i zniewalani, uzależniani tym samym od egregora danej religii, sekty czy grupy.
     Czy Bóg potrzebuje, abyśmy byli opieczętowani? Przecież widzi wszystko i jest wszechobecny, a więc doskonale zna nasze serca.
     Ale tak jak pisałam wyżej, aby rytuały mogły zadziałać, potrzebna jest obustronna zgoda. Człowiek ma prawo dopuszczać i wierzyć w to, co chce. Zdarza się jednak, że myśli, iż pewne więzy niewolą go już na zawsze. Dlatego tak ciężko nieraz uwolnić się od sekt czy też uczestnictwa w innych ugrupowaniach.
     Naszą wiarą w rytuały pieczętujemy swoją wolność! W każdej jednak chwili człowiek może wszystko zerwać i unieważnić wiarą w siebie i własną moc, której się wyparł. I którą oddał dobrowolnie.
     Mamy do tego wszelkie narzędzia: słowa, myśli, uczucia, które odpowiednio używane, mają moc transformowania każdej Ciemności w Światło. Jesteśmy Nim, a każde słowo u Boga to jak magiczne zaklęcie, wywołujące doświadczenia i tworzące rzeczywistość.
     Snując nadal rozważania na temat roli słów i naszych myśli, które mają swój znaczący udział w procesie tworzenia, nasuwają mi się kolejne wnioski, które ostatnio po premierze filmu o Margaret Thatcher „Żelazna Dama” („The Iron Lady”) zostały dostrzeżone i odżyły. Śledząc różne publikacje zauważyłam, iż przypisywane są byłej premier Wielkiej Brytanii i z nią są utożsamiane, ale naprawdę pochodzą z Talmudu, a „Żelazna Dama” po prostu posłużyła się nimi. I chwała jej za to, bo w nich kryje się wielka życiowa mądrość, która winna być przez ludzi doceniona. Energia Prawdy, której ludzkość po latach kłamstw jest spragniona, odpowiadając na ciche pragnienia ludzkich dusz – wszystko jedno jakimi drogami: czy to poprzez filmy, książki czy muzykę – dociera wreszcie do ich serc.
     A oto słowa, które pragnę przytoczyć: 

Zważaj na swoje myśli, gdyż przemienią się w słowa.
Zważaj na swoje słowa, gdyż przemienią się w czyny.
Zważaj na swoje czyny, gdyż przemienią się w nawyki.
Zważaj na swoje nawyki, gdyż przemienią się w twój charakter.
Zważaj na swój charakter, gdyż on będzie twoim losem.
    
    
 Właściwie można by zakończyć te przemyślenia wraz z wyżej cytowanymi słowami, gdyż są one jasne i wyraziste. Mówią same za siebie, uświadamiając człowiekowi proces stwarzania swego przeznaczenia, zaczynający się w myśli, a który – poprzez słowo, a później nawyki – kończy się w otaczającej nas rzeczywistości, będącej naszym lepszym lub gorszym przeznaczeniem.
     Warto w ciągu dnia zatrzymać się i – poobserwować siebie. Jakie myśli zaprzątają nam głowę? Jakich słów używamy porozumiewając się czy zwyczajnie opowiadając? Czym się wypełniamy? Co stało się naszym nieuświadomionym nawykiem, który kreuje wciąż tę samą, chaotyczną rzeczywistość? Oczywiście rozważam przypadek, kiedy w życiu się nie układa.
     Nasza podświadomość realizuje dokładnie to, czym się wypełniamy, na czym skupiamy swoją uwagę. Jeśli często ubolewamy nad każdą niechcianą sytuacją czy niepowodzeniem i nie potrafimy się psychicznie od niej uwolnić, naturalną rzeczą jest, że sytuacji takich otrzymamy więcej. Przyciągniemy je swoimi nisko wibrującymi myślami i uczuciami.
     We Wszechświecie działa Uniwersalne Prawo Przyciągania, według którego podobne przyciąga podobne. Inaczej to ujmując można powiedzieć, że otrzymujemy dokładnie to, czym jest nasze wnętrze i to jest miarą Boga/Wszechświata, według której nam się wiedzie lub nie. Nie ma więc co przeklinać losu, użalać się na niesprawiedliwość i przyjmować rolę życiowej ofiary twierdząc, że „nieszczęścia chodzą parami”. One są tylko naszym tworem, naszym lustrzanym odbiciem. Narzekaniem niczego nie zmienimy, a wręcz pogrążymy się jeszcze bardziej.
     I w tym miejscu należałoby wspomnieć o odpowiedzialności. Zasada przyciągania decyduje o tym, czego będziemy doświadczać i z czym będziemy się mierzyć. Dlatego tak ważne jest, aby wziąć wreszcie los w swoje ręce i poprzez  świadomie używane słowa, myśli i emocje odpowiedzialnie zacząć stwarzać to, czego pragniemy. To my jesteśmy panami własnego życia i mamy doskonałe narzędzia w swoich rękach,  którymi  możemy dysponować i rozporządzać.
     Często dzieje się odwrotnie na skutek zaszczepionych programów hołdujących cierpieniu i umartwianiu, które postrzegane są jako szlachetne. Lub też z powodu innych zaakceptowanych przez człowieka  „mądrości” utwierdzających go od lat w przekonaniu, że na nic nie ma wpływu, a za wszystko odpowiedzialny jest – Los. Człowiek doświadcza nie tego, czego oczekuje! Czasami tego wszystkiego nie może unieść.
     Wiem dokładnie, o czym piszę, bo doświadczałam tego na własnym przykładzie. Bardzo długo nie mogłam zrozumieć przyczyn niektórych doświadczeń stających mi na drodze, cierpień czy chorób, jakie pojawiały się w moim życiu. I tylko dlatego pozwalam sobie na nieco pouczający ton, za co z góry przepraszam.
     Świadomość przynosi uzdrowienie. I to nie tylko ciała, ale i życia. Świadomie podjęte przeze mnie zmiany w myśleniu, w doborze słów i celowe przeniesienie swojej uwagi na pozytywne aspekty życia, odmieniło moją rzeczywistość!
     Energia podąża za uwagą, a więc oddajmy ją temu, co wybieramy, aby realizowało się to w naszym życiu. Bądźmy zmianą, której chcemy doświadczać! Nie czekajmy aż świat się zmieni, bo się nie zmieni, dopóki sami się nie zmienimy.
     Jesteśmy Twórcami, Kreatorami, mamy Moc. Wielką Siłę Tworzenia lub Niszczenia! Zamieniajmy swoje negatywne i destruktywne myśli na takie, które będą przyciągać radość i szczęście. Mamy na to wpływ! To nie myśli powinny nami rządzić, ale odwrotnie. Bądźmy bardziej ostrożni w doborze słów, których często używamy z przyzwyczajenia, nie zdając sobie sprawy, że mają swoją moc tworzenia.
     Bardzo często z naszych ust padają stwierdzenia: „Ludzie z natury są źli i nie można im ufać” albo „Nic mi się nie udaje”. To przekonanie się zrealizuje! Takich właśnie ludzi spotkamy na swojej drodze, a pech będzie nas prześladował.
     Wszechświat jest naprawdę wspaniałomyślny i niczym Dobra Wróżka odpowiada na każde nasze przekonanie. O czymkolwiek tylko pomyślimy!
     Słowo, słowo, słowo….
     Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało.
    
Na koniec, tradycyjnie, dołączam film, będący naukową odpowiedzią na temat powyższych rozważań. Współczesna nauka dokonuje wszelkich odkryć, aby wyjaśnić to, co do tej pory było niezmierzalne i abstrakcyjne. 

Kojący szum oceanu, zachwycające widoki z egzotyczną, bujną roślinnością i złote słońce na błękitnym niebie wyzwalają w moim sercu dużo radości i są dla mnie mocnym zastrzykiem pozytywnej energii. Dlatego też kiedy pragnę odpocząć od pracy, od codziennego zgiełku i chcę „doładować akumulatory”, najczęściej wyjeżdżam z rodziną do ciepłych krajów. Na szczęście mam tę możliwość! Tam czuję, że jestem w swojej wymarzonej bajce.
Jednak to nie wakacje będą treścią moich dociekań i przemyśleń. Ponieważ żyję w kraju, gdzie ścierają się ze sobą wszystkie nacje i religie, przedmiotem dzisiejszych rozważań jest obrazek, na jaki dość często napotykam.
     Ograniczenia, jakie na przestrzeni wieków ludzkość na siebie nałożyła, są bardzo mocne i nawet aktywne obszary wolności danego kraju w większości przypadków nie mogą tego zmienić. Zderzyłam się z tym już na lotnisku, zaraz po powrocie ze swojej pięknej, wakacyjnej bajki.
     Wśród wielu podróżujących, w kolejkach do kontroli paszportowej w gwarnym tłumie wyróżniała się duża grupa rodzin z krajów, w których kobiecość traktowana jest jako zło i dlatego musi być zasłaniana.
     I taki oto obrazek pojawił się przed moimi oczami: mężczyzna w krótkich spodniach, w cieniutkiej koszulce, z sygnetami na palcach i złotem na szyi, a obok żona i córki przy blisko czterdziestostopniowym upale odziane w czarne, długie do ziemi stroje zasłaniające je od stóp do głów. Oczy tych kobiet skierowane były w posadzkę – bo jakżeby inaczej? Przecież patrzeć na świat pełen kolorów – toż to za dużo szczęścia dla ich grzesznych z natury oczu! Gdy – nie chcąc ich peszyć – ukradkiem spojrzałam na twarze  młodych kobiet, zobaczyłam w nich przejmujący smutek. Smutek, wobec którego nie sposób przejść obojętnie.
     Kobieta i mężczyzna: energia męska i żeńska, nierównowaga, dysharmonia, schemat ofiary i kata – takie oto skojarzenia przychodzą mi na myśl w związku z tym, co przykuło  moją uwagę na lotnisku.
     Każda istota, każda sytuacja i wszystko, co się dookoła nas rozgrywa, jest wynikiem dynamiki męskiej i żeńskiej energii. Element żeński i męski jest wszechobecny i we Wszechświecie tworzy nierozerwalną całość. Nierównowaga pomiędzy tymi dwoma elementami powoduje dysharmonię i chaos.
     W świecie bardzo mocno zakorzenił się wirus energetyczny, który wraz z wprowadzonymi programami – z religijnymi włącznie, które w tym względzie przodują – opanował ludzkie umysły. Narzucono ludziom bezsensowne schematy, tworzące rozdźwięk pomiędzy tym, co nigdy w rozdźwięku być nie powinno, gdyż z natury swojej stanowi jedność. Manipulowanie świadomością ludzką przy pomocy wyznań religijnych, których zuchwali twórcy zadali sobie wiele trudu, aby w sposób jak najbardziej „boski” przez tak długie lata utrzymywać przekonanie o wyższości męskiej energii nad żeńską. Spowodowało to tysiące konfliktów, wiele nadużyć i jeszcze więcej niepotrzebnego cierpienia.
     Dlatego mam nadzieję, że niejeden przebudzony człowiek, który pokonał barierę zaszczepionego w nim strachu przed piekłem, ma odwagę zadać sobie pytanie: czemu właściwie miało to służyć? Jak również znajdzie odwagę jeszcze większą – aby na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć.
     Przecież to takie proste: aby w dwoistym świecie, gdzie wszystko oparte jest na biegunowości, czyli przeciwieństwach: plus – minus, światło – ciemność, dzień – noc, dobro – zło,  mogła zaistnieć harmonia, potrzebna jest równowaga. Niedobór energii męskiej czy żeńskiej powoduje zakłócenia i w dalszej kolejności dominację jednego elementu.
     A przecież wobec Boga – jak nas uczono – wszyscy jesteśmy równi! Energetyczne prawa rządzące Wszechświatem, tak skrzętnie ukrywane przed ludzkością, doskonale znane były tym, którzy je wykorzystali w celu zduszenia delikatnej energii żeńskiej, wyznaczając tym samym kobiecie i mężczyźnie nierównomierne role w hierarchii społecznej. I nie jest moją intencją w tym miejscu krytykowanie czy opowiadanie się za jedną z nich, gdyż obydwie energie: męska i żeńska, są tak samo ważne i w równej mierze potrzebne we Wszechświecie.
     Co legło u źródła tak nieludzkich praw? Dlaczego takim zagrożeniem miała być żeńska energia, że postanowiono ją sprowadzić do czegoś podrzędnego, czego w żaden sposób nie można utożsamiać z boskością? Wiara katolicka nie różni się pod tym względem od innych religii. Dlatego kobiety – które działają bardziej w oparciu o prawą półkulę mózgową, czyli mówiąc inaczej: są bardziej uduchowione – mogą jedynie sprzątać kościoły. Był czas, że poważnie zastanawiano się, czy kobieta w ogóle posiada duszę! Dzisiaj kościół katolicki odżegnuje się od tego, zaprzeczając, że takie dyskusje soborowe miały miejsce. Podobnych dowodów na niesprawiedliwe i wręcz nieludzkie podejście do kobiecości jest o wiele więcej.
     Można by cytować bez końca kościelne autorytety, które bezkarnie wydawały niesprawiedliwe i krzywdzące osądy, lekceważące kobiety, twierdzące, że istoty żeńskie  to „osoby poślednie, nie stworzone na podobieństwo Boga” i w związku z tym „powinny zasłaniać swe grzeszne z natury oblicza”, że „obcowanie z nimi kala duszę mężczyzny” i tysiące innych przykrych, raniących, niesprawiedliwych określeń. Nie będę wymieniała, kto i co powiedział, gdyż lista byłaby długa, a ja nie chcę wywoływać w czytelnikach niemiłych uczuć, których sama doświadczyłam, kiedy odważyłam się spojrzeć prawdzie w oczy.
     Wszystko we Wszechświecie ma swój sens i porządek. I tak energia żeńska związana  jest z podświadomością, intuicją, wyobraźnią i emocjami, natomiast męska – ze świadomym umysłem, intelektem, logiką, strukturą i dynamiką.
     Każdy z nas rodzi się albo kobietą, albo mężczyzną, ale bez względu na płeć, każdy posiada w sobie energię żeńską i męską. Jeśli obie energie są w równowadze, człowiek egzystuje harmonijnie – nie tworzy rozdźwięku i konfliktów, a tym samym nie staje się dla drugiego tzw. „wampirem energetycznym”, który niedobór energii dopełnia wysysając ją z drugiej osoby. Taki człowiek jest po prostu „pełny”, czyli kompletny. Posługując się wyobraźnią i odbierając podszepty intuicji (energia żeńska), może łatwo realizować w rzeczywistości swoje pomysły i idee (energia męska) i to dlatego te dwa elementy nigdy nie powinny być rozdzielane, lecz równoważone! Dzięki współpracy tych dwóch aspektów możliwy jest proces tworzenia. Jedno bez drugiego po prostu nic nie znaczy.
     Jednak tak się  stało, że nasz świat zdominowany został przez energię męską i dzisiejszy jego nieciekawy obraz to wynik nierównowagi energetycznej. Zabrakło w świecie pierwiastka żeńskiego, zbrakło duszy, zabrakło intuicji, ładu, pozazmysłowego odczuwania i zrozumienia.
     Rządy, religie i wszystko dookoła zawiera model dominacji energii męskiej. I jeszcze raz podkreślam: nie twierdzę, że energia męska jest zła. Zła jest nierównowaga!
     Ale jak może zaistnieć harmonia w świecie, w którym Bóg jest mężczyzną, pierwszy człowiek jest nim również, a najważniejsze w świecie funkcje kapłanów czy innych przywódców piastują (niemal) wyłącznie mężczyźni? Jak może zaistnieć równowaga, kiedy to Ewa jest tą złą, namawiającą do grzechu, a Maria Magdalena, najbliższa sercu Jezusa Apostołka – kobietą lekkich obyczajów?! Może najwyższy już czas obalić mity i zacząć żyć w prawdzie, ratując tym samym świat przepełniony dysharmonią i rozdźwiękiem?
      Jak bardzo obawiano się kobiety, jej mocy wewnętrznej, jej wiedzy, jej intuicji, że aż trzeba było wmówić światu, iż jest dziełem szatana! Należało ją zdusić, zmusić do uległości i podporządkowania się. Trzeba było stosów i wielu zadanych jej cierpień, aby wyrzekła się sama siebie i swej mocy! Czyż religie są – jak twierdza ich twórcy – rzeczywiście wymysłem Boga? Czy Bóg wprowadzałby rozdźwięk pomiędzy tym, co powinno harmonijnie współbrzmieć ze sobą? Czy Bóg miałby być nie tylko wyzuty z uczuć, ale również pozbawiony logiki?
     Zaszczepione wzorce dominacji energii męskiej niczym groźny wirus zainfekowały każdą niemal dziedzinę życia, nie mówiąc już o związkach między mężczyzną i kobietą. Obserwując niektóre pary, zauważyłam pewien schemat w dobieraniu się partnerów. Na przykład kobieta, która ma niedobór męskiej energii i jest kobietą słabą, z małą siłą przebicia, często za męża wybiera sobie mężczyznę z nadwyżką tej energii. W początkowej fazie wydaje się, że dzięki temu związek ten staje się pełny i będzie dobrze funkcjonował. Ale tak nie jest. Mężczyzna zaczyna dominować, a w dalszej kolejności zmienia się w agresora, a związek – w  piekło. Gnębiona, bez prawa głosu, niszczona na każdym kroku kobieta staje się ofiarą. Często też takie właśnie wzorce wynosi się z domów rodzinnych. Zdarza się, że ludzie mają pewne schematy już zakodowane i działają według wprowadzonego do swego umysłu programu.
     Najczęściej  jednak przenoszą go z poprzedniego życia, w którym nie potrafili się z nim uporać. Tak jak pisałam w poprzednim artykule, niewyjaśnione sprawy, a więc każda ciemność, której nie zdołaliśmy rozświetlić i uwolnić, przenosimy jak bagaż do następnego życia. A więc „ofiary” szukają sobie „kata”, bo ten najbardziej pasuje do ich wzorca. Będąc ich najlepszym nauczycielem, kat z „wielkim oddaniem” będzie  przypominał im o kajdanach, jakie noszą.
     To, co nas spotyka, pochodzi z naszego wnętrza, które wszystkie nasze problemy – czy też, w innym przypadku, poczucie szczęścia – projektuje na ekranie rzeczywistości. Jeśli nie mamy w sobie wolności, każda napotkana osoba i sytuacja będzie nam o tym przypominała.
     Znam również i takie małżeństwa, w których to kobieta ma w sobie nierównowagę energetyczną, na korzyść energii męskiej. Dramat jest taki sam. Mężczyzna zostaje pozbawiony swej siły, staje się typowym „pantoflem”. W tym przypadku to mężczyzna ma niedobór męskiej energii i to dlatego poszukał sobie „silnej” kobiety.
     Tak więc nie chodzi tu o płeć, ale o brak balansu pomiędzy dwoma elementami: męskim i żeńskim, w każdym pojedynczym człowieku, a co za tym idzie – w całym otaczającym nas świecie. Wirus ten spowodował wielki konflikt i nieustającą walkę pomiędzy tym, co męskie i żeńskie, a religie dołożyły wszelkich starań, aby to, czego człowiek nie powinien rozłączać, znalazło się po dwóch  przeciwnych stronach barykady.
     Wszyscy dobrze znamy mechanizmy, które kierują każdą rewolucją. Kiedy „ofiara” doprowadzona zostaje do granic wytrzymałości i nie jest w stanie dłużej akceptować istniejącej sytuacji, z jej serca wydobywa się wreszcie krzyk wolności. Wiemy też, że ofiary po zrzuceniu swych kajdan często przyjmują rolę agresora.
     Również i w tym konflikcie role się odmieniały. Na przestrzeni bardzo odległych dziejów bywało i tak, że to kobiety, wykorzystując moc żeńskiej energii, nadużywały jej manipulując mężczyznami. Po czym role się odwróciły. Skutki tego to zdominowany od wieków przez męską energię świat, w którym zabrakło serca. Czyż nie dość już dowodów na to, że wszelka nierównowaga nie przynosi niczego dobrego?
     Doświadczenia uczą. Skoro wszyscy otrzymaliśmy niejedną bolesną lekcję, najwyższy czas, aby wyciągnąć wnioski.
     Podsumowując: kobieta, kierując się do wnętrza, a mężczyzna – na zewnątrz, wspólnie kreują rzeczywistość. Wszystko, co nas otacza, co widzimy. Jest więc symetria, swoista choreografia dwóch aspektów: żeńskiego i męskiego. Historia ludzkości, która różnie się kształtowała, pokazała, do czego prowadzą nadużycia i tworzenie w oparciu o tendencyjnie wprowadzony, nierówny układ sił.
     Na szczęście świat się budzi. Chociaż to przebudzenie rozciągnięte jest w czasie, to jednak postępuje. Wiele się zmieniło w sposobie traktowania kobiet i w dalszym ciągu się zmienia. Kobiety się budzą i zaczynają rozumieć, że aby unieważnić panujący od tysięcy lat wzorzec ofiary, same muszą najpierw zrobić pierwszy krok – czyli poczuć w swoim wnętrzu, że mają takie same prawa do wolności i życia w pełni, jak mężczyźni.
     Wolność zaczyna się w sercu człowieka, a dopiero później rzeczywistość może ją zamanifestować.
     Zrozumienie problemu, który w tej chwili poruszam – z tego, co obserwuję – zatacza coraz szersze kręgi. Rodzi się Nowa Świadomość, która przynosi nowe, nie raniące nikogo wzorce. Pojawia się zrozumienie, że „do tanga trzeba dwojga” i wreszcie, po tak długich i bolesnych doświadczeniach, będzie można  świętować  Jedność dwóch aspektów.
     Dlatego mam wielką nadzieję w sercu, że  pomimo chaosu, jaki teraz daje się zauważyć, świat zmierza jednak w dobrym kierunku.
     Na koniec dołączam filmik, pełen zrozumienia ze strony męskiej, która honorując żeńską energię, pragnie odbudować ją w sobie.

 http://youtu.be/eYmPjbczf0w